Jeden dzień u Sędziego w Soplicowie

26 maja 2008(wieczór)
Pierwszy dzień tygodnia jak zwykle jest bardzo męczący. Mogłabym powiedzieć "nienawidzę poniedziałków" ale każdy mój dzień wygląda podobnie.
Od rana tylko się śpieszę i zamartwiam, czy aby na pewno o niczym nie zapomniałam.
Dziś w szkole już na pierwszej godzinie była klasówka. W sobotę nie miałam nawet kiedy do książki zajrzeć, o niedzieli już nie wspomnę.
Na kolejnych lekcjach również nic ciekawego się nie działo - kartkówki, klasówki i odpytywanie, czyli "czara codzienność". Jedynie na lekcji plastyki było dość wesoło, bo mieliśmy zastępstwo. Cała radość minęła, kiedy to na kolejnej lekcji musieliśmy pisać test kompetencji z chemii. Po minach kolegów i koleżanek mogę się domyśleć, że nie poszedł najlepiej.
Jutro zapowiada się kolejny męczący dzieć. Naszczęście odrobiłam już lekcjie i mogę spokojnie iśc spać. Przed snem przeczytam jeszcze fragmenty "Pana Tadeusza", bo muszę się przygotować na jutro do odpowiedzi.

27 maja 2008(ranek)
Po wczorajszej nocy doszłam do wniosku, że czytanie przed snem to nie najlepszy pomysł. Miałam taki sen, że sama nie jestem pewna, czy nie działo się to naprawdę.
Śniło mi się, że zostałam zaproszona do dworku w Soplicowie, przez Sędziego.
Do dworku przyjechałam powozem. Dworek stał na niewielkim pagórku, tuż nad brzegiem strumyka. Otoczony był brzozowym gajem. Zewsząd otaczały go różnież pola, na których rosły rozmaite zboża.
Białe ściany dworku było widać już z daleka. Topole, które rosły tuż przy budynku, rzucały na jego ściany zielone cienie.
W pobliżu znajdowała się stodoła wypełniona sianem aż po sam dach. Obok niej stało kilka stogów siana.
Brama była szeroko otwarta, wjechałam powozem na piaszczysty dziedziniec, który prowadził do dworku.
Wysiadłam z powozu i udałam się w stronę dworku. Przed dom wybiegł nagle Sędzia. Przywitał mnie bardzo serdecznie i zaprosił do środka.
Wewnątrz budynku(od drzwi) wił się korytarz, który ozdobiony był portretami przedstawiającymi m.in: Tadeusza Kościuszkę, Rejtana siedzącego przed książkami "Fedon" i "Żywot Katona", Korsaka i Jasińskiego walczących na Pradze.
W całym domu na parapetach stały donice z pachnącymi ziołami i kwiatami, a w pokoju przy sypialnym znajdował się stary, stojący zegar kurantowy, który grał Mazurek Dąbrowskiego.
Gdy prowadzona przez Sedziego, doszłam do sali jadalnej, od razu zauważyłam pięknie wystrojone wnętrza. Po środku sali stał stół pełen rozmaitych specjałów kuchni polskiej.
Do pokoju weszli Tadeusz i Zosia. Podobnie jak Sędzia przywitali mnie serdecznie i rozpoczęliśmy burzliwą konwersację. W krótkiej chwili do dworku zajechało wielu nieznanych mi jegomościów. Kiedy przybył hrabia Horeszko, Sędzia oznajmił rozpoczęcie uczty.
Razem z ucztą rozpoczęły się rozmowy na temat zamku. Efektem owych rozmów była kłótnia Tadeusza i Gerwazego.
Po uczcie udaliśmy się wszyscy razem na polowanie. Sędzia i hrabia Horeszko jechali przodem, tuż za nimi jechał Gerwazy z jakimś jegomościem. Ja i Zosia jechałyśmy nieco z tyłu w towarzystwie Tadeusza, za nami jechało jeszcze kilku jegomościów. Telimena, która źle się czuła została w dworu wraz z "kawiarką".
Polowanie było udane, jak stwierdził Tadeusz "będzie co na ścianę zawiesić"; Upolowaliśmy cztery dziki i pięć jeleni.
Kiedy już wracaliśmy z naszymi zdobyczami do dworku, na naszej drodze pojawił się niedźwiedź. Ja i Zosia byłyśmy przerażone zaistniałą sytuacją, jednak mężczyźni zachowali zimną krem. Po kilku celnych strzałach niedźwiedź został powalony na ziemię.
Pełni wrażeń wróciliśmy do dworku. Każdy zajął się czym innym - Gerwazy zrobił trofea z jelenich poroży, Zosia zajęła się swoim ogródkiem, Tadeusz ponownie rozprawiał o zamku, a Sędzia udał się na odpoczynek. Ja znużona dniem pełnym emocji i wrażeń udałam się do komnaty i zasnęłam.
Tak własnie wyglądał mój sen. Co dziwniejsze, kiedy rano się obudziłam na biurku tuż obok książki "Pan Tadeusz" leżało trofeum z jelenich poroży i przyczepiona do niego karteczka z napisem "będzie co na ścianę zawiesić"...

Related Articles